Historia z Aspenem i Durasiem w tle

Tu można się pochwalić :) swoją flotą.
Awatar użytkownika
M.
Posty: 4979
Rejestracja: 02 lut 2011 07:10 pm
Lokalizacja: Warszawa
Samochód: Chrysler Aspen 5,7 HEMI HEV Limited 2009 Pb/El/LPG
Postawił flaszek: 39
Dostał flaszek: 60

Historia z Aspenem i Durasiem w tle

Post autor: M. » 23 lis 2018 04:10 pm

Uwaga - jest 9 stron maszynopisu plus zdjęcia jak je pododaję!!!

Historia jakich wiele. A może unikalna…
Oceńcie to sami
Od zawsze podoba mi się Chrysler Voyager. Marzenie. Długi czas poza zasięgiem, aż pewnego dnia niespodziewanie dostałem propozycję.
Świeżo poznany człowiek po rozmowie z moim kumplem rzucił:
Mariusz. Wiem od Łukasza, że bardzo interesujesz się Voyagerami. Tak się składa, że mam takiego na zbyciu. Ktoś zamówił w Stanach, płynie do Polski, gość zrezygnował, więc jest okazja.
Okazja okazją, ale zakup auta to nie wizyta w Mc Donalds-ie. Odpowiedź była jedna. Spadaj.
Gość jednak był uparty. Przysłał zdjęcia stanu auta, rzucił cenę.
Stan auta – kosmetyka. No może ciut więcej, ale do ogarnięcia bez problemów. Cena – więcej niż atrakcyjna. Auto ciut ponad roczne, przebieg kilkanaście tys. mil. Fajna opcja bez szczególnych bajerów. Powiedziałbym okazja, którą szkoda stracić.
Bez wdawania się w szczegóły kupiłem. Jeździłem (a dużo jeżdżę. Służył mi z 10 lat i ostatnio poszedł w dobre ręce. Przez te 10 lat nigdy nie zajrzałem do silnika, a pomiędzy wymianami oleju nie dolewałem. Skrzyni nie ruszałem – bo i po co jak wszystko jest OK.
Jedyne co to elementy eksploatacyjne, drążki, końcówki, klocki i tak blisko 500.000 km. Nawet pasek wielorowkowy ostał się fabryczny, nie wspominając o rolkach po których jeździ.
Było, ale zanim minęło przyszła koncepcja Chryslera Pacifica.
Tym razem sam szukałem – bez napinki. Od niechcenia i z nudów pewnego dnia wszedłem na stronę amerykańskiej aukcji i przez przypadek zobaczyłem ją – Packę polift, złotą w bogatej wersji Touring. Była na KUP TERAZ jeszcze dzień lub dwa. Cena atrakcyjna, uszkodzenia do ogarnięcia – ale…
Ja patrzę emocjonalnie – niech popatrzy ktoś inny – totalnie na zimno. Takich patrzących ekspertów było ze 3, do tego motoryzacyjni fachowcy z brodą doświadczenia do ziemi. Opinie były pozytywne – cóż zatem? Kupuję rzecz jasna. Tylko, że jak decyzja została podjęta dzień po zauważeniu auta na aukcji zajumali mi opcję KUP TERAZ i trzeba będzie się bić o auto na on-line licytacji. Szkoda trochę – bom leniwy w tym zakresie, ale jak się nie ma co się lubi, to poczekajmy do aukcji on-line i się okaże.
Nadszedł czas aukcji, sprawy poukładane, żeby mieć czas w określonej porze, kody aukcyjne są więc do dzieła. Cena wywoławcza jest. Kto da więcej? Patrzę i nie wierzę. Jeden, zaraz drugi, jest i trzeci. No to może i ja się włączę. Co najwyżej przelicytują – to znajdę sobie następną.
No i któryś przebił moja stawkę. Mam być gorszy? To ja jego też.
Jakaś cisza…. I komunikat: YOU WON. Nie won po polsku a w tłumaczeniu „wygrałeś”. Jakoś tak łatwo i szybko. Co ciekawe około $1.000 poniżej ceny KUP TERAZ, którą akceptowałem (w duchu) i która mi zwyczajnie uciekła. Jak widać nie ma tego złego….
Auto kupione na cudzych kodach. Zatem ktoś ogarnia kwestie płatnościowo-logistyczne – ja tylko puszczam przelewy – auto przyjeżdża do Warszawy.
Stąd do umówionego warsztatu, krótka naprawa i 3 lata radości z jazdy i jakieś 150.000 km. Ciekawe, że znów bezawaryjnie.
Pewnego dnia refleksja. Stoi pod domem stary Ford Windstar (dziadek), stoi Voyek, Packą jeżdżę. Po co mi 3 auta? Coś by można sprzedać. Ford ma zostać z mnie znanych tylko powodów. Zatem Voyek albo Packa. Od Voyka zawieruszyła mi się książka pojazdu, więc niech będzie, że padło na Packę. Jedno, drugie czy trzecie auto sprawne, pali na dotyk, dostępne 24 h/dobę – jaka różnica. Tym bardziej że pojawił się chętny na Packę – nawet nie rozgłaszałem jeszcze, że sprzedam a już jest klient. Klient, który chce ten egzemplarz, który nie negocjuje ceny (aż mi głupio). Koniec końców w kilka dni mam już „tylko” 2 auta. Artur, który kupił Packę ma ją do chwili obecnej i znamy się jak dwa łyse konie. I tak pozostanie, bo oddając mu dokumenty i klucze od auta oddałem też całą moją wiedzę o aucie bez przemilczeń lub niedomówień. A co umknęło w momencie transakcji trafiło do niego w terminie późniejszym.
Nie mam zatem Pacy, Voyek na logikę się kończy i trzeba by było pomyśleć o sprzedaży (nawet znalazłem książkę pojazdu) ale co dalej. Czymś trzeba wozić 4 litery. Moich ca’ 5 tys. km miesięcznie średnio na piechotę rady nie da. Szukamy następcy. A że lubię auta słusznych rozmiarów i w jakimś sensie jestem fanem marki Chrysler to chodzę po portalach i patrzę i szukam i myślę i kombinuję. Nie ma z czego wybierać, bo fajny byłby Aspen, ale te 5,7 litra HEMI to strach się bać…
Aż tu pewnego razu trafia mi w ręce informacja, że tenże Aspen HEMI był produkowany w limitowanej serii w optymistycznej wersji kilkuset egzemplarzy w wersji HYBRID. No i choć to ewidentnie są rodzynki na rynku, to w ciągu jednego roku znalazłem takie 2 wystawiane na sprzedaż.
Chcę mieć coś takiego – będę unikalny i niepowtarzalny.
Jeden z tych dwóch to byłaby totalna porażka. Do tego ryzyko ponadprzeciętne.
Drugi piękny nie był, ale moim zdaniem do ogarnięcia. Konsultacja z fachowcami – bez entuzjazmu, ale i nie zniechęcająca.
Pytanie do kolegów z dealerstwa Chryslera:
- Panowie. Co jesteście zrobić przy Chryslerze Aspenie?
- Wszystko
- A jeśli dodam, że Aspen w wersji hybrydowej?
Tu konsternacja i pytanie:
- A były takie?
- Były
- Daj numer VIN to coś powiemy.
Dostali
- Faktycznie były takie. Co możemy z nim zrobić odpowiemy jak się podepniemy pod OBD.
Czyli wiem, że nic nie wiem.
Raz kozie śmierć. Biorę.
Licytacja – poszło gładko. Płatności, logistyka nie najgorzej, acz załatwiała to firma w USA, w Polsce był pośrednik. Jak auto przyjechało, to nie mogłem odebrać auta, bo polski pośrednik czegoś tam im nie zapłacił, i choć nie dotyczyło to mojego auta, to wydali mi je dopiero kiedy on zlikwidował saldo.
Pierwszy kontakt z autem na zasadzie organoleptycznej (wcześniej tylko zdjęcia) i pierwsze wrażenie: O mój Boże!!! Mariusz co żeś ty najlepszego zrobił?
No ale jest to jest, kasa poszła, trzeba coś zdecydować. Sprzedać w tym stanie się nie da bez straty, trudno będzie o drugiego wariata jak ja, auto nie na chodzie, wymaga istotnych nakładów, efekt finalny niepewny. Jestem w czarnej dziurze.
Auto jedzie do umówionego warsztatu, gdzie podjęli się naprawy na podstawie zdjęć z aukcji. Na miejscu pierwsze wrażenie kompatybilne z moim:
- O mój Boże!!!
Zrzucamy pod płot i organizujemy naprawę.
Czekam tydzień, czekam miesiąc, jak mijał kwartał i nie było mocy przerobowych stwierdziłem, że zacznę rozbierać sam, a z czasem dołączą etatowi mechanicy. Warsztat 75 km ode mnie, roboty huk – jak dobrze, że mam Voyka i mogę nawet i codziennie jak wahadło….
Rozebrałem auto na przysłowiowe śrubki, zweryfikowałem co trzeba, zamówiłem w USA główne nietypowe części, przyszły, mam wszystko co trzeba (optymista – zawsze coś wyjdzie w praniu)
Rama do wymiany – jest nowa. Ale jak jest goła, to może ją opiaskować i ocynkować ogniowo?
A przed ocynkiem dorobić stelaż pod butlę gazową LPG? (Tak, tak – bo moje auto miało być z założenia i benzynowe, i elektryczne, ale też działające na paliwie LPG)
Rama wielka, nieporęczna, ciężka – jak ja zawieźć do piaskowania? Może lepiej kupić piaskarkę i zrobić to na miejscu? Tak też sprawa została ogarnięta. Jeszcze tylko z tona piasku z Wisły, kilka zestawów dysz do piaskarki i ekipa cynkowni zabrała ramę do firmy, wycieli laserowo stelaż pod zbiornik LPG. Przyspawali jak należy, ocynkowali te ca’ 350 kg konstrukcji, polakierowali proszkowo i przywieźli do warsztatu.
A w międzyczasie, zdjęta z ramy karoseria (wcześniej ogołocona ze wszelkiego odłączalnego osprzętu (ot czysta blacha) została zweryfikowana i zdecydowałem – piaskujemy podłogę od spodu i dajemy podkład epoksydowy a na niego epoksydowy lakier zabezpieczający, później jakiś NOVOL gumowy i niech się dzieje. Piaskarka się sprawdziła – poza moim autem obsłużyła kompleksowo jeszcze 2 lub 3, a obecnie wspiera na bieżąco profesjonalny warsztat.
- No to Panowie. Kto składa?
- Ten co rozbierał – usłyszałem w odpowiedzi.
Cóż było robić. Zaczynam. Ale jak to było. Od czego zacząć, w jakiej kolejności. Okazało się, że pamięć generalnie mam nie najgorszą, a to co się nie dało za pierwszym razem zamontować, dało się przy powtórce, po zdemontowaniu tego co przeszkadzało.
I tak element za elementem plus z racji swobodnego dostępu linia gazowa i elektryczna od butli rama stanęła na kołach. Silnik i skrzynia w jednym kawałku dały się dopiero zamontować z wykorzystaniem dźwigu z miasta.
Warto wiedzieć, że w ocynkowanej ramie wszystkie otwory montażowe wymagały rozwiercenia do właściwych średnic, a gwinty wymagały ponownej obróbki. Sporo tego się nazbierało.
Poszczególne elementy piaskowanie i malowanie zabezpieczające – zaciski hamulcowe też, cały wydech analogicznie, wały, półosie itd. Itp. Jest dostęp to czemu nie skorzystać i nie zrobić raz a dobrze? Dodatkowy koszt niewielki a trwałość auta zdecydowanie większa.
W tzw. międzyczasie ekipa blacharsko-lakiernicza zajęła się nadwoziem. Istotne rzeczy objęte opcją „wymiana”. Tam gdzie kosmetyka tam opcja „naprawa”. Gołe więc można lakierować bez maskowania. Tu gdzie trzeba było coś wymienić wymienione zostało, spasowane i polakierowane po całości – 100% powierzchni. Auto ma być jednolite a nie w łaty.
A jak rama zmontowana kompletnie i polakierowane nadwozie to można by połączyć – rzecz jasna na nowych poduszkach separujących oba zespoły i z wykorzystaniem nowych śrub. Trochę zabawy było, ale operacja wykonana jednoosobowo w ciągu około 4 godzin zakończona pełnym sukcesem.
I konsternacja – to coś co kupiłem i trochę przy czym popracowałem (wynikowo jakieś 2 lata z okładem) jest naprawdę samochodem. Do tego to naprawdę zacna bryka.
Skoro pomontowane i na kołach to można przestawić i dalej uzbrajać nadwozie. A elementów tutaj jest całe mnóstwo. Co do czego, gdzie i jak. Jakoś dałem radę, ale zanim cokolwiek innego to zaczęło się od położenia mat butylowych pokrytych aluminium i wwałkowanych centymetr po centymetrze na wszystkie blachy w ramach kabiny. Od dachu po podłogę, od ściany grodziowej (przegrody czołowej) po pokrywę bagażnika, od prawej strony do lewej z uwzględnieniem poszyć i konstrukcji wszelkich drzwi oraz błotników tylnych rzecz jasna. Zostało trochę więc maska silnika też swoje dostała – a co mam żałować. Butyl butylem – w sumie ok 50kg obciążenia blach robi swoje i eliminuje wszelkie drgania. Ale czemu nie dodać pianki kauczukowej 6 albo 9mm grubości? Będzie jeszcze ciszej i dodatkowa izolacja termiczna – latem nie nagrzewa się, zimą nie chłodzi. Efekt przeszedł moje oczekiwania.
Wykładzina wyprana, fotele wyczyszczone, plastiki pomyte. Ale zanim zaczną trafiać do auta to jeszcze wiązki elektryczne. Dużo tego a i pyty grube. A ja sobie wymyśliłem dodatkowe obwody dla dodatkowych urządzeń więc kilkanaście różnych przewodów w ilościach po 20-30 metrów i budowanie dodatkowych wiązek z punktu A do B, z C do D i tak aż cały projekt został zrealizowany. Wiązki leżały zdemontowane przez długi czas więc korozja na stykach co najmniej prawdopodobna. Gdzieś stykać nie będzie, coś nie zadziała. Trzeba każdą kostkę wyczyścić, użyć cocntact-spray-u przedmuchać zakonserwować i dopiero składać. A i w wiązce przedniej reflektorowej różne przewody były albo przygniecione, albo przecięte więc dzwonimy druty. Tu gdzie ryzyko jakiekolwiek jest – cięcie, lutowanie, koszulka termokurczliwa z klejem uszczelniającym. I tak z kilkadziesiąt przewodów.
Zabawa zbliżała się do końca, a nadal nie wiadomo czy odpali, czy będzie jeździł. Bo wszak stan pierwotny był nie jezdny a sprawdzić nic nie było można z przyczyn technicznych. Dwa lata (z okładem) roboty i tylko z nadzieją, że będzie dobrze. I do tego komentarze mechaników co się aktywnie (a właściwie pasywnie) przyglądali całej robocie:
- Ty tego nigdy nie rozbierzesz.
Qrde – rozebrałem.
- Ty tego nigdy nie poskładasz.
A jednak jest to samochód i do tego jak nowy.
- Ty tego nigdy nie odpalisz.
Kupiłem sobie nówkę akumulator 12V (taki co wejdzie na półkę przytwierdzoną do ramy), bo skoro 5 razy posprawdzane wszystkie złączki to czas na próbę generalną.
No i jak to w życiu. Zamiar był inny, realizacja przez przypadek przyspieszyła. Przez przypadek za daleko przekręciłem kluczyk w stacyjce i coś zawarczało. Wychodzę z auta, zaglądam pod maskę a tam kręci się pasek wielorowkowy na dwóch kołach – wału korbowego i pompy wody – krótki, bez napinaczy – no bo wszystko inne na swoje napędy elektryczne.
Silnik zagadał od pierwszego przypadkowego i chwilowego przekręcenia kluczyka.
Mina mechaników bezcenna. Mogłem przejąć inicjatywę więc skomentowałem:
- Teraz niech któryś mi powie, że zaraz coś się spieprzy.
Żaden nie zaryzykował – i dobrze, bo jak się okazało 3 lata jazdy i jakieś 120.000 km a wymieniona tylko jedna końcówka kierownicy.
Odpalone auto po w sumie ponad 3 latach stania (licząc od incydentu w USA) a bateria hybrydowa pokazała trochę ponad 50% naładowania. Można było zapomnieć o procedurze ładowania tejże baterii. Żywotna skubana jest.
Ostatnie prace wykończeniowe i na Gwiazdkę A.D. 2015 auto przeszło badania techniczne, dostało tablice rejestracyjne, polisę OC i ruszyło w drogę z warsztatu do Warszawy.
W początkowym okresie wykazywało wadę polegająca na nierównej pracy silnika z racji błędu P0306 czyli wypadanie zapłonu na cylindrze szóstym. Standardowe procedury jak świece, cewki, wtryskiwacze benzynowe nie dały oczekiwanego efektu. Nowy kolektor, uszczelki itp. sprawdzona szczelność 5 razy i zero poprawy.
Nie mając czasu na ponowne rozbiórki auta i zaglądanie do silnika zaprowadziłem auto do Gdyni i Michał osłuchawszy zdiagnozował co i jak. Jeszcze tylko zamówić graty i stawiamy na zwalenie głowic. Auto w serwisie stanowiło niemałą atrakcję, bo jakkolwiek serwis Chryslera od wielu lat, to takie auto po raz pierwszy.
Wróciłem do Warszawy pendolino, a następnego dnia dostaję taką fotkę:

No i po co było składać auto? Ale nic. Przyczyna wypadania zapłonów to skorodowana powierzchnia grzybka zaworowego, co akurat był stale otwarty. Jak korozja to utrata szczelności, to spadek kompresji i przedmuchy, to wypadanie zapłonów.
A skoro silnik na wierzchu to zwalamy też miskę i zaglądamy do dołu. Wał, panewki bez uwag. Czyszczenie rowków pierścieni w tłokach i wymiana pierścieni na nowe („stare” miały aż 21.000 mil przebiegu – zatem niby po co?). Zawory nowe, sprężyny też, głowice obrobione, gniazda i zawory dotarte, nówki uszczelki wszystkie. Składają, odpalają, jazda testowa i telefon:
- Masz zrobione. Gotowy. Zabieraj.
Auto odebrane i skoro na benzynie jest miodzio to czas uruchomić LPG. Tankowanie, kalibracja i…
Żeby nie kontrolka LPG to bym nie wiedział na czym jeżdżę. Kiedy on się przełącza? Kiedy startuje, Kiedy chodzi na 8 cylindrach a kiedy na 4. A może teraz jadę na prądzie?
Odpowiedź na te pytania dają nie uszy, nie kręgosłup a oczy. Coś się świeci pokazując stany pracy silnika i tyle. Czuć? Trudno. Trza się mocno wczuwać.
Co tam jeszcze porobione było przez te dwa lata plus to znajdziecie na zdjęciach. Pisać mi się nie chce. Ważne jest to, że auto bardzo mi się spodobało. Jest absolutnie inne od tych co wcześniej jeździłem. Bardzo zacne.
Historia naprawy okraszona dokumentacją fotograficzną TUTAJ
I pewnego dnia zwariowana myśl: Co by było, gdybym kupił jeszcze jedno takie dla kogoś kto potrafi docenić jego walory? Kto chce być unikalny, Niepowtarzalny?
Z Aspenem / Durango w hybrydzie jest tak jak ze znaczkami pocztowymi. Wyszła duża partia Aspena (określonej serii znaczka) i w tym mała partia hybrydy (znaczka z błędem drukarskim). Wszyscy kolekcjonerzy szukają tych egzemplarzy z wadą – bo one są unikalne i mają nieporównywalna wartość z pozostałymi. Z krótkimi seriami samochodów jest bardzo podobnie.
No i 3 maja 2016 roku, w pół roku po rozpoczęciu przygody z hybrydą wylicytowałem sobie na swoich kodach brata bliźniaka – tym razem Dodge Durango 5,7 HEMI HEV Limited w opcji dokładnie analogicznej jak mój Aspen. To auto w zamyśle nie było dla mnie a dla innego wariata. Wariata w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Osoby, która ceni unikalność, zna zalety SUVa 8-o osobowego z silnikiem HEMI 5,7 litra, z potężnym kopnięciem, przyspieszeniem i do tego auta ekologicznego, wszystkomającego, jeżdżącego po każdej drodze z automatycznie zmieniającymi się biegami i automatycznie sterowanym podziałem mocy na przednią i tylną oś, z niezależną klimatyzacją przód i tył, strona prawa lub lewa, z systemami AUDIO i VIDEO i czymkolwiek kto jeszcze chce.
Osoby, która nie będzie się bała serwisowania auta unikalnego, gdzie wiedza i doświadczenie statystycznego warsztatu będą zwykle niewystarczające lub zgoła żadne. Gdzie dostępność części zamiennych może być utrudniona – piszę to tak dla rzetelności przekazu.
Ja się nie bałem i bać się nie będę. To jest naprawdę proste auto, choć elektroniki ma sporo, to jednak nie aż tyle, ile spotykamy w dzisiejszych autach promowanych jako niemal samojezdne. Auto było konstruowane dla Amerykanina. Co to znaczy każdy chyba wie. Ma być możliwie proste, wygodne, mocne i niezawodne. Ja potwierdzam, że takie są.
Duraś (bo tak go pieszczotliwie nazywam) przyjechał uszkodzony. Ot dostał strzał w lewe tylne koło z ukosa od tyłu. Efekt widoczny na zdjęciach z aukcji to uszkodzone drzwi LT, nadkole, przesunięte koło do przodu a więc dwa wahacze wzdłużne. Na logikę drobiazg i niemal kosmetyka. Opona LT bez powietrza więc albo opona albo felga. I tyle.
Kupiłem jako auto co nie odpala (wiem czemu mogło tak być), auto przyjechało na lohrze do warsztatu. Wsiadam do auta, kluczyk w stacyjkę i silnik startuje. Auto o własnych siłach zjeżdża z platformy i jedzie na plac postojowy. Jednak jezdne czyli pół biedy. Silnik pracuje jak zegarek – wszak mniej niż 100.000 mil to żaden przebieg dla HEMI-ka. W schowku papiery – polisy ubezpieczeniowe od 2009 roku do obecnego wystawione na jedną osobę. Auto ewidentnie zadbane. Czyste. Pachnące niemal fabryką.
Załatwione co trzeba i do roboty.
I tu zonk. Po podniesieniu auta okazuje się, że obudowa tylnego mostu jest przekoszona, a w miejscu osadzenia pochwy półosi obudowa mechanizmu różnicowego jest pęknięta. Most jest nietypowy więc trudno znaleźć taki sam. Ma inne przełożenia wałek atakujący/koło talerzowe. Inne oznaczenia łożysk i takie tam. Wniosek? Trzeba naprawić – tylko kto mi coś takiego zrobi? Nie znalazłem nikogo kto ogarnie kompleksowo. Trzeba liczyć na siebie. Do tego urwane i poskręcane jedno ucho mocowania wahacza / drążka reakcyjnego.
Rozszlifowanie spawów mocujących pochwy półosi do obudowy mechanizmu różnicowego.
Zawieźć obudowę mechanizmu różnicowego do warsztatu celem obróbki plastycznej i spawania (warsztat profesjonalny z wieloletnimi tradycjami i naprawdę dużymi doświadczeniami).
Pospawane to zawieźć do drugiego warsztatu celem obróbki (wytaczanie) otworów i spasowania z pochwami półosi i wyosiowania całości.
W międzyczasie szablon brakującego ucha, kilka projektów na papierze (wymiary, kształt, kąty, otwory, łuki itp.) – jak by nie było w nienaruszonym Aspenie mam to samo więc wzór jest. Jest szablon to projekt CAD i zlecenie na wycięcie laserowe i wygięcie do pożądanego kształtu. A że CAD daje widoki przestrzenne i weryfikuje wiele parametrów to co dostałem nie mogło nie pasować. Tu już nie były potrzebne jakieś próby. Zostało ustawić geometrycznie jak trzeba i przyspawać tak samo, jak spawali przy produkcji.
Jest OK więc powrót celem pospawania całości. Tak w zakresie ustabilizowania pochew półosi jak i nieszczęsnego ucha.
Powrót celem dopieszczenia osiowania tylnego mostu
Kolejny warsztat – montaż i ustawienie kół tylnego mostu – tu fachowców nie ma zbyt wielu. Znaleziony odpowiedni, dostarczone części, parametry z serisówki i następnego dnia most jest do odbioru.
Teraz tylko półosie, tarcze, zaciski i co tam jeszcze i montujemy na auto. Pasuje! I jest prosto. Spoko. O oleju nie zapomniałem. Poszedł XADO. Zamontowane i można ruszać. Jeszcze tylko badanie, rejestracja polisa OC i gotowe
Czas się z lekka wydłużył bo jak to w życiu bywa gdzieś tam w trakcie ciągu wydarzeń wpadły problemy zdrowotne, szpital, rekonwalescencja i przewartościowanie trybu życia.
Tak czy inaczej na drogi auto wyjechało w kwietniu 2017.
Historia naprawy wzbogacona o zdjęcia TUTAJ
Z racji planu sprzedaży auta w nieodległej przyszłości i faktu, że nie każdy chce mieć LPG, auto jest w stanie fabrycznym – instalację można w każdej chwili dołożyć – ze zdjęciem byłby większy kłopot.
Przez ostatni rok troszkę potestowałem auto i uwag nie mam. Czy wszystko działa? Ano nie.
Wady jakie znam to:
- system AUDIO nie komunikuje się z telefonem – na problem z komunikatami głosowymi
- klimatyzator tylny czasami pstryka – problem z jednym silnikiem krokowym klapy sterującej nawiewem – choć mam takowy silni to nie mam czasu podemontować siedzeń i boczków żeby zdiagnozować dokładnie i wymienić co trzeba.
- przesunięty tylny most do przodu oparł się o stalowy zbiornik paliwa zaginając konstrukcję. Wymieniłbym gdybym mógł dostać takowy, a skoro nie ma i skoro jest szczelny w stanie w jakim jestto jest bez naprawy. Ewentualna naprawa mogłaby tylko osłabić konstrukcje i spowodować nieszczelność.
- i najprawdopodobniej z racji wgniecenia zbiornika okresowo powraca błąd układu EVAP w zakresie czujnika ciśnienia w zbiorniku.
Poza tymi niedogodnościami auto w pełni sprawne, zgodne w zakresie technicznym z wymogami prawa o ruchu drogowym. Światła przerobione na xenon w soczewkach, z dołożeniem świateł do jazdy dziennej na LEDach i z pływającymi kierunkowskazami przód. Z tyłu oświetlenie LED bez jakiegokolwiek cięcia lamp i z niekonwencjonalnym światłem przeciwmgielnym.
Auto w wersji benzynowej przy ponad 350KM z 5,7 l silnika potrzebuje przy spokojnej jeździe ok 10,5 litra paliwa na 100 km na trasie i ok 14 l/100 km w mieście, A Warszawa narzuca wyśrubowane standardy.
Jeśli ktoś będzie zainteresowany Durasiem, a w niedalekiej przyszłości również i Aspenem musi wiedzieć, że z racji unikalności aut i braku transakcji handlowych na terenie Polski w zakresie tych aut, nie ma jakichkolwiek notowań rynkowych w odniesieniu do tych samochodów. Nie ma punktu odniesienia. Takowe wartości może wyznaczyć dopiero rynek. Ja nie będę się wygłupiał i nie powiem ile jedno czy drugie jest warte.
Jeśli ktoś jest zainteresowany może przedstawić swoją propozycję. Jeśli będzie godna i najlepsza wśród innych to stanie się nowym właścicielem. A jeśli chce pójść lajcikiem i mieć to auto na gwiazdkę niejako od Mikołaja (lub wcześniej albo później) to takowa opcja też istnieje. Opcja KUP TERAZ za kwotę PLN 100.000 zamyka wszelkie inne negocjacje i podpisujemy stosowne dokumenty.
Nie oddam żadnego z tych aut za jakiekolwiek pieniądze ani na naukę jazdy ani wariatowi w negatywnym znaczeniu tego słowa. Szkoda by było fajnego kawałka historii motoryzacji światowej. Nie oddam też za przysłowiową miskę ryżu.
A wracając do Aspena.
Na bieżący sezon zimowy pierwszy raz od początku zmieniłem opony. Idzie zima więc trzeba. Na poprzednich zrobiłem ok 120.000 km – a warto zauważyć, że one przyjechały ze Stanów na aucie. Ile tam zrobiły pojęcia nie mam. Tak czy inaczej wynik uznaję za dobry.
Zdejmowałem koła więc spojrzenie na klocki hamulcowe – jeszcze ok połowy mam do dyspozycji – więc to co fabryka zamontowała jeszcze sporo posłuży.
Olej silnikowy Petro Canada 5W20 wymieniany nie według przebiegu auta a wedle komunikatu liczącego coś jak motogodziny pracy. Mój rekord przebiegu między wymianami to 18.000 km. Koszt to +- PLN 300 wraz z filtrem.
Części eksploatacyjne (wiem bo choć nie wymieniałem to jednak sprawdzałem) jak to w amerykańskich autach – nie odstają od standardu aut europejskich. Powiedziałbym, że są tanie i ogólnie dostępne.
Ubezpieczenie OC (bo tylko takie biorę) to koszt roczny poniżej PLN 1.000
Paliwo – Benzyna w Durasiu – patrz wyżej. W Aspenie LPG w trasie +- 15 l/100 km, w mieście nie udało mi się przekroczyć 20 l/100 km. Zwykle na poziomie 18.
Kto ma niedosyt informacji niech pyta. W wolnej chwili odpowiem.
Dla jasności dodam w zakresie hybryd:
- jest mój Aspen, słyszałem o jeszcze jednym w Warszawie ale nie spotkałem, później przyjechał na Mazowsze jeszcze jeden, ale ten to zupełnie inna historia – acz znana mi bezpośrednio. Prócz tego ostatnio trafił jeden na Wybrzeże – oceniam że na handel, a kolejny w maju 2018 rozpoczynał swoją podróż do Polski też na Wybrzeże ale z przeznaczeniem na cele własne. Nie wykluczam że dwa ostatnie to faktycznie może być jeden i ten sam.
- jest mój Duraś i ma jednego brata pod Poznaniem – ale jak znam Piotra to szybko nie będzie chciał się rozstać ze swoją hybrydką.
Więcej wedle mojej wiedzy nie ma.
Odrębnie opisze doświadczenie z baterią hybrydową – bo ona też może doznać defektu. Był kłopot, który wielu przeraża. Acz to, co każdy producent serwisowo kwalifikuje „Do wymiany” można skutecznie i trwale naprawić. Wymiana na dealerską baterię mówiąc otwarcie zaboli. Naprawa przy swobodnej dostępności modułów mnie kosztowała PLN 400 brutto z fakturą VAT. Moduły baterii hybrydowej w liczbie 40 szt. Są dokładnie takie same jak w popularnych hybrydach Toyoty. I choć to produkt Panasonic-a i nie jest możliwe kupno od producenta samodzielne, to jak ktoś chce może kupić od faktycznego chińskiego producenta nówki i mieć spokój na wieki wieków. Rynek wszak oferuje wiele innych opcji też.
Baterii bałem się jak cholera. Jak musiałem zdiagnozować to otworzyłem. Jak otworzyłem to teraz nie mam żadnych oporów. Proste jak konstrukcja parasola.
Moje następne auto też będzie hybrydowe – nie wiem tylko jeszcze co to będzie. Opcji jest kilka.
Czemu hybrydowe? Bo to i frajda i przyjemność i ekonomia i ekologia i bezproblemowość i całe mnóstwo zalet przy nieznaczących (moim zdaniem) ryzykach.
A na bazie moich opinii i doświadczeń zaraziłem kilka osób koncepcją elektryczności w aucie. Są tacy co zmaterializowali te koncepcje i nie żałują – nawet Duraś ma brata bliźniaka w okolicy Poznania (innego rodzeństwa w Polsce nie mają). Są tacy co będąc bardziej bojaźliwymi jeszcze myślą. Efekty przemyśleń pojawią się w jakiejś przyszłości.
Tyle póki co.
______
/l, [_____],
|---L- OIIIIIIIO
()_) ()_)-----)_)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Myślę, że jestem, więc jestem. Tak myślę.

west26
Posty: 951
Rejestracja: 19 lip 2015 12:06 am
Lokalizacja: Milicz
Samochód: Hyundai Santa Fe 2.7 AWD aut.
Postawił flaszek: 15
Dostał flaszek: 16

Re: Historia z Aspenem i Durasiem w tle

Post autor: west26 » 23 lis 2018 06:52 pm

Ty to wariat jesteś 😋
Nie każdy facet z widłami to Posejdon : )

Awatar użytkownika
M.
Posty: 4979
Rejestracja: 02 lut 2011 07:10 pm
Lokalizacja: Warszawa
Samochód: Chrysler Aspen 5,7 HEMI HEV Limited 2009 Pb/El/LPG
Postawił flaszek: 39
Dostał flaszek: 60

Re: Historia z Aspenem i Durasiem w tle

Post autor: M. » 23 lis 2018 07:12 pm

Jak nie jak tak?
Prawdziwa cnota samokrytyki się nie boi :P ;) :D
______
/l, [_____],
|---L- OIIIIIIIO
()_) ()_)-----)_)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Myślę, że jestem, więc jestem. Tak myślę.

west26
Posty: 951
Rejestracja: 19 lip 2015 12:06 am
Lokalizacja: Milicz
Samochód: Hyundai Santa Fe 2.7 AWD aut.
Postawił flaszek: 15
Dostał flaszek: 16

Re: Historia z Aspenem i Durasiem w tle

Post autor: west26 » 23 lis 2018 08:35 pm

Już nie bądź taki cnotliwy :mrgreen:
Nie każdy facet z widłami to Posejdon : )

west26
Posty: 951
Rejestracja: 19 lip 2015 12:06 am
Lokalizacja: Milicz
Samochód: Hyundai Santa Fe 2.7 AWD aut.
Postawił flaszek: 15
Dostał flaszek: 16

Re: Historia z Aspenem i Durasiem w tle

Post autor: west26 » 23 lis 2018 08:38 pm

To może po Jasiu Wędrowniczku :P :P :?:
Bo pewnie moją spowiedź czytałeś.
Nie każdy facet z widłami to Posejdon : )

Awatar użytkownika
pach
Posty: 1570
Rejestracja: 13 maja 2014 06:15 pm
Lokalizacja: KS m.KR
Samochód: 4.0 AWD Ltd 2007
Postawił flaszek: 10
Dostał flaszek: 11

Re: Historia z Aspenem i Durasiem w tle

Post autor: pach » 24 lis 2018 07:42 pm

Mariusz, to jak spowiedź przed jakimś
ważnym etapem w Twoim (bogatym,
samochodowym) życiu :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:
I będą dalsze odcinki ?
Czytelnicy czekają :lol:
Pozdrawiam.
Race fast, safe caR

Awatar użytkownika
M.
Posty: 4979
Rejestracja: 02 lut 2011 07:10 pm
Lokalizacja: Warszawa
Samochód: Chrysler Aspen 5,7 HEMI HEV Limited 2009 Pb/El/LPG
Postawił flaszek: 39
Dostał flaszek: 60

Re: Historia z Aspenem i Durasiem w tle

Post autor: M. » 24 lis 2018 07:55 pm

Nie sądzę by to była spowiedź :P
Chcecie odcinków kolejnych? A ten nie zanudził?
Bałem się, że długość wpisu wystraszy potencjalnych czytelników. Może poddać pod głosowanie? bo jak miałbym pisać sztuka dla sztuki to nie chce mi się.
Zanim kolejne historie, to jeszcze tutaj dorzucę jakiś serwis fotograficzny by było zgodnie z zasadami działu.
Tylko muszę wybrać, pozmniejszać (bo serwer nawrzeszczy i nie puści) i jeszcze powstawiać tam gdzie trzeba.
______
/l, [_____],
|---L- OIIIIIIIO
()_) ()_)-----)_)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Myślę, że jestem, więc jestem. Tak myślę.

west26
Posty: 951
Rejestracja: 19 lip 2015 12:06 am
Lokalizacja: Milicz
Samochód: Hyundai Santa Fe 2.7 AWD aut.
Postawił flaszek: 15
Dostał flaszek: 16

Re: Historia z Aspenem i Durasiem w tle

Post autor: west26 » 24 lis 2018 10:28 pm

Nie, nie znudził
🤭
Nie każdy facet z widłami to Posejdon : )

abes2162
Posty: 210
Rejestracja: 15 maja 2017 02:52 pm
Lokalizacja: Dąbrowa Górnicza
Samochód: Pacifica 2007 AWD
Postawił flaszek: 4
Dostał flaszek: 10

Re: Historia z Aspenem i Durasiem w tle

Post autor: abes2162 » 24 lis 2018 10:59 pm

Wielki szacun Mariusz, szczególnie historia Aspena. Aż miło czytać takie poematy... będzie więcej ?

Awatar użytkownika
M.
Posty: 4979
Rejestracja: 02 lut 2011 07:10 pm
Lokalizacja: Warszawa
Samochód: Chrysler Aspen 5,7 HEMI HEV Limited 2009 Pb/El/LPG
Postawił flaszek: 39
Dostał flaszek: 60

Re: Historia z Aspenem i Durasiem w tle

Post autor: M. » 25 lis 2018 01:08 am

Jak już tak sobie dywagujemy to muszę powiedzieć, że mocno żałuję, że w trakcie realizacji projektu "Aspen" nie powstawała prowadzona na bieżąco relacja z postępów. Dziś to już wiele miesięcy po zakończeniu prac i wiele małych smaczków z pewnością uleciało w niebyt. Powstawał wszak materiał fotograficzny w więcej niż istotnej ilości. Przyszły właściciel auta dostanie w całości na jednej lub dwóch płytach. Sorry - jedna DVD wystarczy. Mały wycinek tego co mam zobaczycie i Wy.
Z drugiej zaś strony wówczas nie było czym się chwalić, bo efekt finalny był niepewny. Trudno było wówczas pisać bo choćby po dniu pracy i po powrocie jedyne czego mi trzeba było to sen.
To własnie w tamtym czasie miałem problem z "przerobieniem" paru setek nie przeczytanych wpisów na tutejszym forum. I choć chwilowo zaniedbałem Was, to później nadrobiłem zaległości.
Ale jeśli będzie zapotrzebowanie to czemu nie. Co prawda mało Was (jeśli ktokolwiek - poza rzecz jasna Piotrem) dosiądzie dokładnie takiego auta, ale jeśli uda mi się rzetelnie (bo niby jak inaczej i po co by inaczej) przekazać swoje doświadczenia innym to już będzie dobrze. A jeśli ktoś z czytających dojdzie do wniosku, że hybryda nie gryzie, że nie taki diabeł straszny jak go malują, że to naprawdę rozwiązanie warte grzechu to osiągnę swój cel.
Ja mam doświadczenie w tym zakresie z ostatnich 3 lat i szczerze jestem więcej niż mile zaskoczony. Swoje doświadczenia i przemyślenia spróbuję poprzelewać na papier (a właściwie do bazy wiedzy zapisanej w bazie danych forum).
Nie będzie to wszak zaplanowana akcja a raczej materiał powstający spontanicznie lub w odpowiedzi na pytania i sugestie z Waszej strony. Tak mogę się umówić.
______
/l, [_____],
|---L- OIIIIIIIO
()_) ()_)-----)_)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Myślę, że jestem, więc jestem. Tak myślę.

przemy_slav
Posty: 449
Rejestracja: 14 maja 2014 12:46 pm
Lokalizacja: Pruszków
Samochód: 2007 Pacifica 4.0 FWD LPG, 2008 Sebring 2.4
Postawił flaszek: 2
Dostał flaszek: 6

Re: Historia z Aspenem i Durasiem w tle

Post autor: przemy_slav » 25 lis 2018 08:50 pm

Bardzo fajny tekst. Gratulacje doprowadzenia obu aut do opisywanych stanów (nie zjednoczonych)!
Moja Pacifica http://forum.chryslerforum.pl/viewtopic.php?f=123&t=4808

fog
Posty: 86
Rejestracja: 26 sie 2017 03:55 pm
Lokalizacja: Trójmiasto
Samochód: Chrysler Pacyfika 2007 4.0 L AWD LPG
Postawił flaszek: 4
Dostał flaszek: 1

Re: Historia z Aspenem i Durasiem w tle

Post autor: fog » 03 gru 2018 11:41 am

No, no, no.. wpis zabrzmiał strasznie "ostatecznie"...
Co będzie do roboty jak oba się sprzedadzą...

Carl
Posty: 490
Rejestracja: 03 lip 2017 09:52 am
Lokalizacja: Kraków
Samochód: Pacifica 4.0 AWD 2008 SS LPG Prins 2
Postawił flaszek: 12
Dostał flaszek: 21

Re: Historia z Aspenem i Durasiem w tle

Post autor: Carl » 03 gru 2018 01:18 pm

Po zamieszczeniu tego tekstu na forum nie miałem czasu przeczytać. Przeczytałem dziś. Szacun wielki i nie za tekst, choć ten jest również bardzo dobry, ale za pracę, szczególnie przy Aspenie :light:

A tak przy okazji, to czy pokusiłeś się może o jakieś obliczenia ile kosztuje przejechanie 1 (lub 100) km, takim trójpaliwowym, zacnym pojazdem :?:
Piotr

Awatar użytkownika
M.
Posty: 4979
Rejestracja: 02 lut 2011 07:10 pm
Lokalizacja: Warszawa
Samochód: Chrysler Aspen 5,7 HEMI HEV Limited 2009 Pb/El/LPG
Postawił flaszek: 39
Dostał flaszek: 60

Re: Historia z Aspenem i Durasiem w tle

Post autor: M. » 03 gru 2018 03:07 pm

Carl,
Zależy co będziesz uwzględniał.
Gdyby przeprowadzać szczegółowy rachunek ekonomiczny startując od utraty wartości auta, przez ubezpieczenie, serwis, przeglądy itp. a na paliwie kończąc to nie podejmuję się liczyć. Dla każdego wyjdzie inaczej i będzie różnie w zależności od przebiegu.
Ale jeśli interesuje Cię koszt paliwowy to chyba pisałem:
Na LPG w trasie miewam zwykle na poziomie 14-15 l/100 km. w mieście nigdy 20 nie przekroczyłem - zwykle koło 18 l/100km. Przy cenie LPG nawet 2,50 wyjdzie miasto 0,50 PLN za km a trasa 0,35-0,40 PLN za km.
Duraś benzynowo wyłącznie trasa 10,5 l/100km. miasto 14,5 l/100km.

Fabryka twierdzi, że prąd daje w mieście oszczędność ok 40% w stosunku do klasycznego Aspena, natomiast w trasie oszczędza ok 20% w takim samym porównaniu. Ja nie porównywałem bo choćby nie mam jak, ale potwierdzam, że kosztowo w paliwie jest to w sumie małolitrażowe auto. Czy Polonez 150 nie palił podobnie? tam 1500 a tu 5700
Odpowiedziałem?

Ale gdyby ktoś zapytał o sumaryczny koszt zakupu i uruchomienia auta to nie podam. Nie dlatego że nie chcę, ale profilaktycznie nigdy nie liczyłem.
Co by się stało gdybym znał ten koszt i przez przypadek wygadał się przed małżonką? Okazać by się mogło, że jest ogromna ilość potrzeb, o których nie miałem dotychczas pojęcia i pewnie musiałbym wszystkie akceptować w ciemno bez prawa sprzeciwu.
______
/l, [_____],
|---L- OIIIIIIIO
()_) ()_)-----)_)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Myślę, że jestem, więc jestem. Tak myślę.

Carl
Posty: 490
Rejestracja: 03 lip 2017 09:52 am
Lokalizacja: Kraków
Samochód: Pacifica 4.0 AWD 2008 SS LPG Prins 2
Postawił flaszek: 12
Dostał flaszek: 21

Re: Historia z Aspenem i Durasiem w tle

Post autor: Carl » 03 gru 2018 03:22 pm

Tak, faktycznie pisałeś... tylko ja jakoś nie zaskoczyłem, że to z "prądem" jest podane :wink:
A pytałem w kontekście artykułu, który niedawno czytałem https://magazynauto.interia.pl/porady/n ... Id,2660586 z tym, że to bardziej reklama BRC jest :rolf:
Porównywać wyników nie ma co, tak jak nie ma uzasadnienia do porównywania obu samochodów :light:
Piotr

ODPOWIEDZ

Wróć do „.: MOJA FLOTA :.”